Jako, że ja mogę sobie “pisać swoje”, to poprosiłem jedną
z moich modelinek od zadań specjalnych o parę słów komentarza o pozowaniu dla mnie.
Przesłany tekst (objętość i merytoryka) przerósł moje najśmielsze oczekiwania! Dzięki bardzo Magda!
A Ciebie zapraszam do lektury.
Efekt końcowy zdjęć za każdym razem jest super, tajemniczy i odważny! Jeśli Tobie też przypadł do gustu, to ten wpis jest dla Ciebie.
Cześć! Jeśli zastanawialiście się jak wygląda sesja zdjęciowa od strony modelki współpracującej dość często przy poszukiwaniu “na jedno zdjęcie”, to właśnie nadarzyła się
ku temu okazja do tego, jako modelka od zadań specjalnych, opowiem Wam o moich odczuciach, komforcie psychicznym, atmosferze i mojej amatorskiej karierze modelki.
Pozwolę sobie podzielić wpis na sekcję, aby bardziej Wam zobrazować kim jestem i jakie ja mam podejście.
Pierwszy raz
Nasza pierwsza sesja była pełnowymiarowa i nie dotyczyła tylko jednego zdjęcia, a jednej historii – jak ja się przyglądam tej sesji to bym dała jej kilka tematów, ale głównym byłaby śmierć. (otwórz sesję Abandoned stories w nowym oknie)
Sama też pierwszy raz robiłam coś takiego, więc do końca nie wiedziałam jak się przygotować. Z pomocą zaś przyszedł Andy i jego doświadczenie, wyjaśnił mi wszystkie moje wątpliwości.
Na miejscu byliśmy dość wcześnie, z nadzieją, że nikt nie będzie się kręcił na terenie opuszczonego obiektu.
Przy rozbieraniu warto mieć odpowiednie podejście.
Żeby coś przyszło z łatwością, tak jak w tym przypadku rozebranie się, musisz mieć po prostu psychiczne zacięcie
i nie słuchać wewnętrznego głosu wątpliwości i obaw.
I tak oto zostałam rekordzistką w pierwszym rozbieraniu 😀
(W jednym z poprzednich wpisów wspominałem, że średni czas za ostatnie naście lat, w jakim modelka “dochodzi do siebie” po odrzuceniu ubrań to przedział od pół do ośmiu minut. Magda jest odpowiedzialna za tą połówkę – Andy)
Kim jestem, jak długo zajmuje się modelingiem?
Kim jestem? Amatorską modelką i cosplayerką (odgrywam postacie fikcyjne), a to wszystko w ramach bardziej nietypowego hobby. Z normalnych zajęć czytam i jestem grafikiem/rysownikiem/malarzem.
Przyznam, że artystom od urodzenia jest łatwiej uczestniczyć w innych artystycznych akcjach. Ale takich rzeczy można się nauczyć, talent to tylko 3% do sukcesu.
Ja pozuję kolegom fotografom od czasów mojego technikum – jest to sporo czasu, dlatego przychodzi mi to z łatwością – co potwierdza poprzednie zdanie. Koledzy ćwiczyli swoje umiejętności fotograficzne wraz ze mną, teraz zwykle
są jedna nogą w branży, albo zajmują się tym zawodowo.
Takie sesje zdjęciowe – aktowe – zawsze gdzieś tam chodziły mi po głowie, ponieważ to tylko zabawa w kształt lub opowiadanie historii – jak z obrazami wielkich artystów.
A na zdjęciach Andiego często jestem zmorą, duchem, trupem lub wychodzę z wody z psem na rękach.
Jak wygląda sesja zdjęciowa?
Spotkanie na jedno zdjęcie wygląda tak – ustalamy pozę
i odległość, ćwiczymy – robimy próbną fotkę – ja się rozbieram – cykamy kilka ujęć – ubieram się i sprzątamy
po sobie jakby nas tam nie było.
Zwykle maksymalnie do godziny trwa cała sesja z dojazdem
i powrotem. Czyli mogłoby się wydawać długo, jednak cała sesja to jakieś maksymalnie 30 minut, ekspresowo – tak jak zakładaliśmy.
Zdążymy jeszcze pogadać, pożartować i oswoić się
z terenem. Wszystkie zdjęcia nagie są tak zrobione, żeby nie było widać twarzy. Często nawet nikt nie potrafi mi uwierzyć, że to ja jestem na tym zdjęciu.
Wspomnienie najszybszego zdjęcia
Najszybsze zdjęcie było z czerwonymi racami w tunelu.
Były zapasowe, ale się jednak nie przydały.
Weszliśmy na miejsce, ustawiliśmy się w odpowiedniej odległości (ja i aparat), pogadaliśmy jaki chcemy uzyskać efekt, do tego w jakiej pozycji powinnam się znajdować
po odpaleniu rac oraz dostałam szybką instrukcję jak je odpalić. Szybkie rozbieranie, ustawienie się na miejscu, przygotowanie pozy i race poszły w ruch, stałam tak dopóki race nie przestały się palić. Zdążyłam też trochę oślepnąć
od nadmiaru jasnego światła. Race robią efektowne wejście na zdjęciu.
Jak się czuję podczas sesji?
Podczas sesji zapomina się o tym, że nie ma się ubrań,
a w życiu codziennym coraz częściej są po prostu z wyboru. Ubrania ograniczają, chowają Ciebie – przez ubrania rodzą się kompleksy, zwykle są też źle dobrane do figury.
Do takiej sesji nie potrzeba samoakceptacji – ja mam
ją w znikomych ilościach, a jednak się jej podejmuję,
bo za każdym razem wyglądam na tym zdjęciu inaczej,
a to dlatego, że ciało ciągle się zmienia – przez stres, pogodę, choroby. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Na sesji nie oceniamy, ale możemy pogadać o figurze – moja potrafi się zmienić w zależności od tego czy ćwiczyłam regularnie między sesjami czy po prostu leniuchowałam – nigdy
nie słyszę żadnego negatywnego słowa.
Jako tip polecam na sesję, zabrać coś w stylu kardiganu lub szlafroka, przez to, że organizm przyzwyczaił się do ubrań, często może się robić dość chłodno po paru minutach, a taki kardigan można szybko założyć i zdjąć do kolejnego zdjęcia.
Z każdą figurą da się zrobić dobry akt/zdjęcie. Może się okazać, że i Twoja w tym momencie jest potrzebna
do zrealizowania zdjęcia marzeń.
Czy warto spróbować?
Jeśli masz problem z akceptacją siebie, a chcesz spróbować, to Andy jest dobrym wyborem na taką sesję zdjęciową.
Szkoda marnować życia na nudne wspomnienia, a taka sesja zdjęciowa jest o wiele lepszą pamiątką niż martwienie
się o to co powiedzą ludzie. Ludzie zawsze będą mówić,
bo nie mają o czym. A na pewno wnuki będą zszokowane taką historią bardziej, niż opowieściami kolejny raz o tym jak wnuczek uciekał w lesie i go szukaliście w panice. 😛
A na koniec akty nie muszą być konieczne jednoznaczne
i seksualne, mogą też mówić o mrocznych historiach,
o fantastyce i szczęśliwych chwilach.